Patologie akademickie, a COVID cz.1
Po okrągłym stole polscy profesorowie niepoddani lustracji, w zwartym szyku przeszli do III RP wraz z patologiami z PRL ujętymi w nowe ramy prawne. Zapłaciliśmy za to też podczas pandemii.
1. Geneza patologii obecnej kasty akademickiej
Kluczowym momentem losów III RP, była żyrowana przez hierarchów Kościoła (“Tracimy Kościół, czyli zawał Polski” Leszek Misiak) założycielska zdrada Okragłego Stołu, wokół którego siedzieli sami komuniści. Grupa aktualnie przy wladzy i ci z nimi skonfliktowani, którzy jako agentura preniknęli szeregi pierwszej “Solidarności.” W konsekwencji I-szym prezydentem III RP został generał Wojciech Jaruzelski, który dopiero co, wypowiedział był wojnę własnemu narodowi, mordował niezłomnych.
Dalsze losy naszego kraju polegały już tylko na formalnym wpasowaniu do innego systemu prawno-gospodarczego rządzących z PRL, komunistów siedzących “po drugiej” stronie Okrągłego Stołu, ich protegowanych i potomków. To wpasowanie z jednej strony polegało na przejęciu majątku narodowego, z drugiej na utrzymaniu władzy nad krajem. Przy czym słowa „władza”, używam tutaj w jego szerokim znaczeniu, obejmującym pełnienie kierowniczych pozycji we wszelkich instytucjach państwowych, w tym w akademii. A jak zauważył Frederic Bastiat „Gdy grabież staje się sposobem życia dla grupy ludzi żyjących w społeczeństwie, na przestrzeni czasu stworzą oni dla siebie system prawny, który usprawiedliwi ich działania i kodeks moralny, który będzie ją gloryfikował”. Niestety działo się tak przy aprobacie upadłych hierarchów Kościoła, mających na uwadze własne interesy, a którzy w oczach większości Polaków byli gwarantami uczciwości transformacji.
I tak po 1990 roku polscy profesorowie, w przeciwieństwie do ich kolegów z NRD, obronili się przed lustracją, co spowodowało, że transformacje na polskich uczelniach odbywały się tak, aby nie naruszyć pozycji profesury najbardziej wpływowej w PRL. Po transformacji ustrojowej dalej ta sama grupa spośród profesorów decydowała o kształcie środowiska uniwersyteckiego. Na uczelniach III RP nigdy nie było zatem protestów o przywrócenie do pracy zwolnionych w PRL wyróżniających się naukowców, a jednocześnie działaczy niepodległościowych. Nie reagowano na kolejne pozamerytoryczne zwolnienia niebijących pokłonów złu. (Więcej na temat patologii akademickiej na blogu akademickiego nonkonformisty https://niepoprawni.pl/blogi/jozef-wieczorek oraz ScienceWatch Polska.)
Kluczowi akademicy obronili się też przed naruszeniem lokalnych układów, jakie miałoby miejsce, gdyby przyjęli byli pomoc w podniesieniu poziomu polskiej nauki od polskich naukowców, którzy w czasach PRL pracowali i odnosili sukcesy za granicą. (A propozycje takie napływały nie tylko od poszczególnych uczonych, ale także zbiorowo. O takich szeroko zakrojonych zorganizowanych działaniach, ich pomysłodawca i organizator Andrzej Dembowski z Paryża opowiada w wywiadach w kilku audycjach Ewy Stankiewicz „Otwartym Tekstem”) Z kolei system dokooptowywania nowych członków profesury (o tym w części drugiej) pozostał całkowicie pod mafijnym nadzorem starych elit.
Co nie mniej ważne, obecny nietransparentny system zdobywania kwalifikacji, zniechęca uczonych w ich najbardziej twórczym okresie życia do działań nowatorskich naukowo, ale ryzykownych w kontekście czekających ich łatwych do ustawienia przewodów habilitacyjnych i profesorskich. Że taki system awansowy rzeczywiście szkodzi Polsce, najlepiej świadczy to, że 30 lat po transformacji ustrojowej, mimo że, w tym czasie zapełniły się puste w czasach końca PRL sklepowe półki, a zamiast trabantami po jednopasmówkach, mkniemy luksusowymi limuzynami po licznych autostradach, polska nauka spada w światowych rankingach.
Z takiego właśnie środowiska wywodziła się generalicja profesorska zarządzająca wraz z rządem III/IV RP walką z pandemią COVID-19.
Dzisiaj polecam książkę “Tracimy Kościół, czyli zawał Polski” Leszka Misiaka