"Na Ukrainie" - dlaczego ta forma jest poprawna i jak wygląda środowisko polskich profesorów, którzy twierdzą inaczej
Rada Języka Polskiego przy PAN wbrew zasadom nauki nadała wyrażeniu "w Ukrainie" status wyrażenia poprawnego, a nawet preferowanego zamiast polskiego wyrażenia "na Ukrainie".
Cęść I
Która forma jest poprawna? “W Ukrainie” czy “na Ukreinie”
W komunikacie ogłoszonym w lipcu 2022 przez przedstawicieli dobrze umoszczonych profesorów, tym razem tych, zasiadający w Radzie Języka Polskiego (RJP) przy Prezydium PAN, usłyszeliśmy, że mówiąc o Ukrainie, zalecaną formą gramatyczną jest wyrażenie w Ukraninie, a forma na Ukrainie jest jedynie dopuszczalna. RJP „zachęca do szerokiego stosowania składni w Ukrainie i do Ukrainy i nie uznaje składni z na za jedyną poprawną (jak można przeczytać w drukowanych wydawnictwach poprawnościowych)” Bowiem „niezależnie od faktycznych przyczyn jakiegoś zwyczaju językowego ważne jest, jak odbierają go ludzie, których on dotyczy.” Słucham????...
Równocześnie RJP przeprosiła „ukraińskich przyjaciół”- za Polaków, którzy jeszcze używają formy nieoptymalnej, niebiorącej pod uwagę samopoczucia Ukraińców (???...). Choć jak przyznaje sama RJP, wszelkie poradniki językowe sprzed marca 2022, na przykład tekst poniżej, stwierdzają jednoznacznie:
Jak wygląda częstotliwość użycia danej form językowej, można sprawdzić w korpusie współczesnej polszczyzny IPJ. Korzystając z wyszukiwarki „Pelcra” dowiadujemy się tam, że forma na Ukrainie pojawia się w IPJ 2429 razy, podczas gdy forma w Ukrainie jedynie 19 razy. Zatem nie ma wątpliwości, która forma jest poprawna. A dla porównania różnic częstotliwości pomiędzy formami tego samego słowa, popatrzmy na formy tę i tą. Mimo że, w porównaniu do poprawnej formy tę, występującej w tym samym korpusie językowym współczesnej polszczyzny IPJ 81 971 razy, forma tą występuje tam 36 542, (czyli blisko 1/3 wszystkich użyć tego słowa), forma tą uznawana jest za niepoprawną. Jest ona jedynie dopuszczalna w mowie potocznej. Kiedy z kolei różnica między częstotliwościami dwóch form jest tak wyraźna, jak w przypadku na Ukrainie i w Ukrainie – tak się rzecz ma z formami wziąć i wziąć – 14 972. vs 100 razy, jako jedyną poprawną uznaje się wziąć. I tak jest mimo tego, że Mickiewicz mawiał wziąść. Ale nie ma to wpływu na dzisiejsze użycie wziąć. (RJP jako argument na poparcie zwrotu w Ukrainie dorzuca także dyskusje na temat poprawności zwrotu w Litwie/na Litwie w okresie międzywojennym).
Do tego zauważmy, że w przypadku dzielnic miast i ich części mamy zarówno w Krowodrzy w Śródmieściu, w Bronowicach, w Nowej Hucie, w Mistrzejowicach, w Prokocimiu, w Bieżanowie, jak i na Kazimierzu, na Woli, na Salwadorze, na Azorach, na Kozłówce. Zatem decyzję Rady Języka Polskiego przy PAN o nadaniu formie w Ukrainie statusu formy zalecanej, co oczywiście „przez osłuchanie”, z czasem spowoduje wyparcie polskiej formy na Ukrainie, należy uznać za motywowaną wyłącznie politycznie. (Tak jak poparcie prezydium PAN dla preparatów mRNA na COVID, o czym pisałam wcześniej.)
Innymi słowy, zalecenie formy w Ukrainie jest czystą manipulacją językową, podobnie jak to miało miejsce w przypadku nazwania preparatu terapii genetycznej mRNA na Covid-19 szczepionką, co odegrało zasadniczą rolę w jego akceptacji społecznej. Zainteresowani poddaniem jak największej części ludzkości tej nowatorskiej terapii wiedzieli z badań opinii publicznej, że 95% populacji nie przyjęłoby preparatu pod dotychczasową nazwą tej technologii. Zmiana definicji szczepionki tak, aby pomieściła wskazane terapeutyki, miała dwa zadania. Po pierwsze, pozwalała przyzwyczajonym do starego znaczenia terminu „szczepionka”, zrozumieć w kontekście pandemii, że jego użycie tym razem wskazuje na właśnie wprowadzony terapeutyk mRNA. Po drugie nazwa „szczepionka” przeniosła wszystkie pozytywne skojarzenia z rolą i bezpieczeństwem szczepionek w naszej najnowszej historii na ten wskazany nazwą „szczepionka” terapeutyk mRNA. Zatem chodzi tu o ten sam mechanizm, który jest wykorzystywany podczas zastępowania nazwy Rzeź Wołyńska, terminem wydarzenia wołyńskie.
Warto zatem pamiętać, że język w nieuczciwych rękach jest bronią i to zawsze bronią pierwszego wyboru. Dopiero gdy ta broń zawiedzie, sięga się po nakazy, a wreszcie po przemoc. W PRL tajne służby szczególnie chętnie werbowały językoznawców i literaturoznawców, którzy po 1989 roku w zwartym szyku przeszli do III RP tworząc kręgosłup obecnych elit humanistycznych na państwowych posadach uniwersyteckich. ScienceWatch Polska właśnie profesor językoznawczynię wskazuje jako „najbardziej wpływową” postać sekcji humanistycznej w Radzie Doskonalenia Naukowego. Więcej o rodowodzie naszych elit opowiada wspaniale, między innymi, red. Stanisław Michalkiewicz, autor wyrażenia polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza, świetnie pisze o niej red Rafał Ziemkiewicz (można by zacząć od „Michnikowszczyzny”), albo z nieco innej perspektywy, red. Leszek Misiak w „Tracimy Kościół”. Gorąco polecam przypomnienie sobie tych tekstów, aby słuchając ekspertów, wiedzieć, którzy są prawdziwi.
A tutaj cały tekst opinii RJP
Opinia Rady Języka Polskiego w sprawie wyrażeń
w Ukrainie / do Ukrainy i na Ukrainie / na Ukrainę
W obliczu wojny w Ukrainie do Rady oraz do jej członków napływają wciąż pytania i wnioski w sprawie właściwego użycia przyimków z nazwą Ukraina. Wobec tego Rada wyraża następująca opinię:
Zwyczaj językowy preferujący przyimki na i do w odniesieniu do nazw niektórych bezpośrednich i pośrednich sąsiadów Polski ukształtował się bardzo dawno, kiedy zupełnie inne były granice państw oraz poczucie wspólnoty państwowej czy dynastycznej. Stanowi on relikt dawnej rzeczywistości, nie jest zaś przejawem kwestionowania suwerenności Ukrainy, Litwy, Łotwy, Białorusi, Słowacji ani Węgier (z nazwami tych państw łączymy zwyczajowo przyimek na). Jednak niezależnie od faktycznych przyczyn jakiegoś zwyczaju językowego ważne jest, jak odbierają go ludzie, których on dotyczy.
W Polsce już od dziesięcioleci trwa dyskusja, czy nie powinniśmy mówić o wszystkich obcych krajach niewyspiarskich z regularnymi przyimkami do i w (w latach międzywojennych dyskusja ta dotyczyła głównie Litwy). Jednak powojenne słowniki poprawnościowe zalecały posługiwanie się konstrukcjami z przyimkiem na. Mimo to od kilku lat składnia do Ukrainy/Białorusi, w Ukrainie/Białorusi wyraźnie zwiększa frekwencję w polszczyźnie, nie bez znaczenia dla refleksji nad językiem były rewolucje w obu krajach, a ostatnio rosyjska agresja na Ukrainę.
Poniżej wykres częstości użycia konstrukcji na Ukrainie i w Ukrainie od początku 2022 roku w tekstach prasowych korpusu monitorującego Monco (frazeo.pl). Składnia na (kolor jasnoniebieski) wciąż zdecydowanie przeważa, ale składnia w (kolor fioletowy) wzrosła lawinowo od pierwszego dnia rosyjskiej agresji. W połowie marca 2022 na Ukrainie było tylko trzy razy częstsze niż w Ukrainie.
W wypadku Ukrainy jest jeszcze więcej językowych argumentów za konstrukcjami w Ukrainie / do Ukrainy. Oficjalna nazwa tego państwa nie zawiera słowa republika ani innego – brzmi po prostu Ukraina. Nie możemy więc wybrać wersji bardziej oficjalnej i łączyć przyimka w ze słowem republika, tak jak to robimy z nazwami innych państw (por. oficjalne: w Republice Białorusi/Republice Litewskiej), gdyż taka wersja nie istnieje.
Biorąc pod uwagę szczególną sytuację i szczególne odczucia naszych ukraińskich przyjaciół, którzy wyrażenia na Ukrainie, na Ukrainę często odbierają jako przejaw traktowania ich państwa jako niesuwerennego, Rada Języka Polskiego zachęca do szerokiego stosowania składni w Ukrainie i do Ukrainy i nie uznaje składni z na za jedyną poprawną (jak można przeczytać w drukowanych wydawnictwach poprawnościowych). Przyimki w oraz do są zalecane szczególnie w języku publicznym (urzędowym, prasowym) i w tych kontekstach, w których moglibyśmy zastąpić słowo Ukraina wyrażeniem państwo ukraińskie. Piszmy więc wizyta prezydenta w Ukrainie, a nie na Ukrainie. Lepiej pisać o wojnie w Ukrainie niż na Ukrainie, choć druga wersja też nie jest niepoprawna.
Podsumowując – choć oba typy połączeń (zarówno do Ukrainy / w Ukrainie, jak i na Ukrainę / na Ukrainie) są poprawne, to zachęcamy, by posługiwać się (szczególnie w tekstach oficjalnych) konstrukcjami pierwszego typu.
Uznajmy konsekwentnie, że podobnej ewolucji podlegają także połączenia z nazwami Białoruś, Litwa, Łotwa, Słowacja oraz Węgry, wszystkie one mają potwierdzenie w źródłach historycznych z przyimkami w oraz do, nawet do Węgier i we Węgrzech. Takie połączenia można akceptować i dziś, choć obywatele tych państw na ogół nie protestują przeciw polskiemu przyimkowi na.
Jednocześnie prosimy naszych ukraińskich przyjaciół oraz wszystkich zwolenników rewolucyjnych zmian, by uszanowali zwyczaje językowe tych Polaków, którzy będą mówić na Ukrainie. Nie wyrażają w ten sposób lekceważenia. Poza tym wciąż słyszymy на Україні, od wielu uchodźców wojennych, można znaleźć takie konteksty w ukraińskich gazetach i na portalach, choć w tekstach oficjalnych zdecydowanie przeważa в. Zmiany w języku zachodzą powoli, nie tylko w polszczyźnie.
Więcej o przyimkach na, w oraz do z nazwami krajów można przeczytać m.in. w artykule, który ukazał się przed wojną w Ukrainie (M. Łaziński, „Przyimki na, w oraz do przed nazwami państw, krajów i krain. Historia i współczesne wahania normatywne”, „Język Polski”, 2022, z. 1 <https://jezyk-polski.pl/index.php/jp/article/view/63>).
Część II
Korzenie polskiego środowiska językoznawczego
Nauka polska w dobie michnikowszczyzny
Gdy 22 kwietnia 2021 r. Europejska Rada Badań Naukowych, ciało powołane przez Komisję Europejską, opublikowała listę grantów ze środków programu Horyzont 2020, Stanisław Janecki w artykule zatytułowanym „Zero unijnych grantów dla polskich naukowców w najważniejszej kategorii to dowód, że nasza nauka to straszny grajdoł” https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/549137-dowod-ze-nasza-nauka-to-straszny-grajdol tak napisał o pozycji polskiej nauki na świecie.
„I polska nauka tam nie istnieje, albo istnieje jako absolutny margines. … Smutny wniosek jest taki, że naukowcy z Polski z jednej strony boją się międzynarodowej konkurencji i konfrontacji (stąd zaledwie kilka wniosków w kategorii Advanced, zresztą odrzuconych), z drugiej – nie chcą się kompromitować, mając świadomość wtórności bądź niskiej wartości swoich projektów. Ale najgorsze jest to, że całkiem dobrze, a niektórzy nawet znakomicie mogą funkcjonować w Polsce, nie zawracając sobie głowy międzynarodową konkurencją. I nie zawracając sobie głowy jakością badań, gdyż nawet te będące dowodem kompletnej nędzy i wtórności są finansowane (także grantami) w kraju. I rezultaty tych nędznych badań są w Polsce publikowane, zapewniając stosowną liczbę punktów. Oznacza to, że ogromna część polskiej nauki funkcjonuje w krajowym rezerwacie i poza jakąkolwiek realną konkurencją. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale jest ich bardzo mało.
Dlaczego tak się dzieje przeszło trzy dekady po transformacji? Dzisiejsza patologia biurokratów akademickich w dużej mierze wynika z nadużyć, których możliwość dały stworzone w PRL i przeniesione w swojej istocie do czasów dzisiejszych struktury naukowe oraz wtopione w nie układy personalne. Zanim dalej konkretnie zilustruję takie sytuacje i ich genezę, jako wprowadzenie pozwolę sobie zacytować obszerny fragment wypowiedzi ks. Marka Kruszewskiego, który zagadnienie wpływu organizacji polskich struktur naukowych na patologię akademicką zarysowuje zwięźle w artykule „Kiedy koniec PRL-u w polskiej nauce?”
„Wyjątkowo skomplikowany system szczebli naukowych i zależności, w którym chodzi o to, aby przez cały okres zatrudnienia władza mogła kontrolować naukowców, a temu właśnie sprzyjał rozbudowany system „tytułów i stopni naukowych”, niczym hierarchia urzędów po reformie Piotra Wielkiego. Sytuację tę znakomicie przedstawia W. Rolbiecki: „Kluczowym ‘osiągnięciem’ pod tym względem było ogromne pomnożenie formalnych szczebli kaiery naukowej, tj. kolejnych stopni i tytułów. Jest ich obecnie (nie licząc magisterium) siedem – co plasuje nas w ścisłej czołówce światowej, daleko przed krajami Zachodniej Europy i Ameryki Północnej. Pracownikom nauki osiąganie tych szczebli na ogół wypełnia życie aż do wczesnej starości, stanowiąc jeden z najdonioślejszych czynników sterujących, nie tylko ich badaniami, lecz w ogóle ich postępowaniem, z niewątpliwą korzyścią (w cudzysłowie) dla dzieła stabilizowania i uspokajania tej grupy społecznej, lecz z nie mniej ewidentną szkodą zarówno dla wyboru tematyki podejmowanych badań, jak i kształtowania moralno-zawodowych postaw badaczy. System ustawicznego ubiegania się o kolejne stopnie i tytuły oraz – co się z tym wiąże – zabieganie o względy ‘starszych’ jako potencjalnych egzaminatorów, recenzentów, członków komisji oceniających dorobek itd., premiując postawy konformistyczne kandydatów, musi bowiem niekorzystnie wpływać na ich sylwetki moralne, a także dokonywać wśród nich negatywnej selekcji, pod tym samym względem” („Walka o kierownictwo i organizację nauki w Polsce w latach 1944-1951”, w: „Zagadnienia naukoznawstwa”, 3-4, 1982, s. 224). Chociaż minęło ponad 20 lat (35 lat65 – DZ]od ukazania się tego artykułu, jest on przedziwnie aktualny. W dalszym ciągu żyjemy w „gmatwaninie” stopni i tytułów, które zamiast promować autentyczną twórczość, raczej generują postawy konformistyczne, w odniesieniu do osób (recenzentów, członków komisji), doboru tematów, ... . Takie słowo jak „prawda” budzi śmiech i zażenowanie.”
Powodem łatwości manipulowania wynikami wspomnianych postępowań awansowych, konieczności budowania pozamerytorycznych aliansów, jest zwolnienie ich uczestników z jakiejkolwiek odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Procedury awansowe są bowiem oparte na niezawisłych recenzjach, prawnie o statusie wyłącznie opinii bez możliwości odwołania się od nich do sądu, oraz tajnym głosowaniu Rad Wydziałów (RW). To członkowie RW, w większości nie znając się zupełnie na dziedzinie, której dotyczy praca, nad którą głosują, podejmują zbiorczą decyzję w tajnym głosowaniu, nie ponosząc indywidualnej odpowiedzialności za oddany głos. W tej decyzji głosujący mogą, ale nie muszą wziąć pod uwagę opinie recenzentów, którzy tym sposobem nie ponoszą za swoje recenzje odpowiedzialności. Nawet jeżeli napiszą bzdury i kłamstwa, są niejako kryci tajnym głosowaniem całej rady wydziału.
Dla zilustrowania faktu, że większość członków Rad Wydziałów na ogół nie ma zielonego pojęcia o zagadnieniach, nad którymi głosują podam, że Rady Wydziałów Filologicznych polskich uniwersytetów, zatwierdzające w tajnym głosowaniu prace językoznawcze, składają się w przeszło 90% z niejęzykoznawców. A kilkuprocentowa grupa językoznawców w danej RW dzieli się na przedstawicieli szeregu specjalności wychodzących często ze sprzecznych względem siebie założeń, (jak generatywiści wychodzący z założenia istnienia osobnego modułu językowego w mózgu generującego formy zdań językowych i kognitywiści, opierający się na przeświadczeniu, że język jest wynikiem interakcji ogólnych zdolności kognitywnych człowieka). Dodatkowo, wśród językoznawców są specjaliści od różnych grup językowych: orientaliści, romaniści, slawiści, czy germaniści, często niemający pojęcia o trendach w dyscyplinie kolegów. Stąd podejmując decyzje witalne dla podsądnego występującego o awans, pozbawionego prawa do merytorycznej obrony wobec argumentów z recenzji, członkowie Rad Wydziałów, w zdecydowanej większości nie są kompetentni, by dokonać własnej oceny jakości przedstawionych prac. Głosujący niespecjaliści mogą, ale ne muszą w podjęciu decyzji posłużyć się recenzjami. O procesie podejmowania decyzji o przyznaniu bądź nieprzyznaniu stopnia, bądź tytułu, tak we wspomnianym artykule pisze ks. Kruszewski:
„Recenzent znajduje się w komfortowej sytuacji: na podniesione przezeń zarzuty osoba opiniowana nie ma możliwości odpowiedzi, jest wyłączona z całego procesu. To sąd kapturowy. Tak. Kandydat do tytułu profesora, który jest już samodzielnym pracownikiem naukowym, nie ma prawa ustosunkowania się merytorycznego do stawianych mu zarzutów! W ten sposób naruszona zostaje nie tylko zasada dyskusji naukowej, ale i zdrowego rozsądku, a także złamane są podstawowe prawa wynikające choćby z Kodeksu Postępowania Administracyjnego (art. 10 i 11), czyli zasada wysłuchania strony. Aż trudno sobie wyobrazić, że na samym szczycie nauki może mieć miejsce takie bezprawie. Do tego Już na etapie pisani recenzji recenzent za nic nie odpowiada. Wydaje opinię. Prosta konsekwencją braku odpowiedzialności za słowo.”
Wprawdzie w we wskazanym artykule ks. Kruszewski odnosi się do recenzji dorobku na stopień profesora, tak samo rzecz się ma z każdym typem recenzji. Konsekwencją takiej roli recenzenta, jest umożliwienie zjawiska, na którego istnienie w polskiej akademii wskazuje w wywiadzie w Świecie Nauki (2007) prof. Tadeusz Kaczorek, tuż po zakończeniu kadencji jako przewodniczący Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej. Chodzi tu, jak mówi profesor, o „istnienie tendencji pisania recenzji na telefon”. W przypadku oceny dorobku podsądnego wyrażanej tajnym głosem an Radzie Wydziału przez niespecjalistę, ocena dokonana przez takiego członka rady z konieczności wynika z oceny wiarygodności recenzenta, lub z pozamerytorycznych z nim relacji.
Możliwość wpływu pozamerytorycznych relacji na różne decyzje, w tym awansowe, jest szczególnie prawdopodobna w dyscyplinach, w których uczeni w zdecydowanej większości funkcjonują wyłącznie na wewnętrznej, polskiej scenie naukowej. W tych dyscyplinach lokalni akademiccy notable, zapełniają nie tylko wszystkie liczne gremia naukowe typu komisje akredytacyjne, awansowe, przypisujące wagę punktową czasopismom naukowym, recenzentów instytucji państwowych rozdających granty, ale i obsadzają wszystkie komitety redakcyjne dostępnych dla nich polskich czasopism. Powoduje to, że również ci starsi uczeni, o których względy zabiegają młodsi, są całkowicie od siebie współzależni, tworząc pajęczynę pozamerytorycznych aliansów.
W takim środowisku jakość podejmowanych decyzji, szczególnie silnie zależy od morale jego członków. Jeżeli to morale najwyższe by nie było, to oparcie się naciskom wpływowych kolegów wymagałoby od recenzenta wręcz bohaterstwa. Co zatem wiemy, o profesorach z PRL zajmujących wysokie miejsca w akademickiej strukturze i tych dokooptowywanych po transformacji, co mogłoby być rękojmią ich (nie)skazitelności?
Profesorowie tajnych służb, członkowie PZPR na polskich uczelniach przed i po transformacji: filologie
Aby nie przedstawiać ogólnikowych opinii, odniosę się tutaj do konkretnego środowiska, które znam osobiście – grupy filologów obcych, a zwłaszcza językoznawców. Otóż wśród wysoko osadzonych akademików w tej dyscyplinie w PRL znajdowali się zarówno dawni członkowie PZPR, ich rodziny, jak i współpracownicy SB, którzy po transformacji nadal nieprzerwanie wpływali na kształt filologicznych elit. Z życia akademickiego w III RP odchodzili najpierw na emerytury, a później z ziemskiego padołu, z pełnymi honorami w błysku fleszy i światłach reflektorów1.
Dla przykładu jednym z najbardziej znanych w Polsce filologów, według źródeł IPN, choć nie w zgodzie z orzeczeniem sądu, TW „Zebu” https://blogjw.wordpress.com/tag/franciszek-ziejka/ był prof. Franciszek Ziejka, który w latach 1999-2005 pełnił funkcję rektora UJ, oraz przewodniczącego Kolegium Rektorów Szkół Wyższych Krakowa. W latach 2002-2005 był wiceprzewodniczącym i następnie przewodniczącym (2002–2005) Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, członkiem Narodowej Rady Integracji Europejskiej przy Prezesie Rady Ministrów oraz członkiem Komitetu Polska w Zjednoczonej Europie przy prezydium PAN. O jego niczym niezmąconej naukowo-organizacyjnej karierze po transformacji PRL szeroko rozpisuje się Wikipedia, oczywiście nie wspominając jego działalności merytorycznej inaczej, przedstawionej na blogu dr. Józefa Wieczorka. https://blogjw.wordpress.com/tag/franciszek-ziejka/ O alternatywnej przeszłości byłego Rektora UJ nie wspomniał słowem in memoriam nawet portal Wpolityce. https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/509943-nie-zyje-prof-franciszek-ziejka-byly-rektor-uj
Spośród profesorów wydziału filologicznego UJ, tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa - jak wynika z dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej ujawnionych przez dr Barbarę Niemiec, działaczkę „Solidarności” - byli również między innymi profesor Jerzy Rusek (slawista) i Jan Ciopiński (dzisiaj profesor orientalista). W artykule w dzienniku polskim czytamy Jerzy Rusek (kryptonim - „Konsultant Czech”) zaprzecza, jakoby kiedykolwiek współpracował z SB. - Przez 9 lat byłem dziekanem Wydziału Filologicznego i z tego tytułu musiałem - tak jak każdy dziekan - kontaktować się z przedstawicielami tajnych służb PRL. Pamiętam, przychodził tutaj kapitan Kapnik i wypytywał o różne rzeczy. Byłem też członkiem Komitetu Uczelnianego PZPR i z tego tytułu przygotowywałem opinie o pracownikach, niezbędne do ich awansów, wyjazdów zagranicę itp. Nigdy jednak nie podpisywałem żadnego dokumentu o współpracy, nie donosiłem też na żadnego z moich kolegów - przekonuje. Inną pracownicą Wydziału Filologicznego, w Instytucie Filologii Angielskiej, profesorem językoznawcą współpracującą z SB była profesor Ruta Nagucka, TW Mag. https://lustronauki.wordpress.com/2016/06/05/ruta-nagucka/, o której czytamy:„Polish linguist, educator, consultant. Decorated Golden Cross of Merit, Knight’s Cross Order of Polonia Restituta (Poland), Officer’s Cross of Order of Polonia Restituta, 1995; recipient Committee National Education medal Ministry Higher Education”
Językoznawcą-anglistą spoza UJ, który zrobił szczególną karierę naukową i organizacyjną, był pochodzący z UŁ, prof. Jacek Fisiak przez większość kariery związany z UAM w Poznaniu: w latach 1965–2005 dyrektor Instytutu Filologii Angielskiej UAM, a w latach 1985–1988 rektorem tegoż uniwersytetu. Prof. Fisiak w latach 1988–1989 był Ministrem Edukacji Narodowej. Uczestniczył w obradach Okrągłego Stołu jako współprzewodniczący podzespołu do spraw nauki, oświaty i postępu technicznego. Od 1966 do 1990 roku należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jak uzupełnia wiadomości przytoczone z Wikipedii dr Józef Wieczorek:
„W 19 kwietnia 2006 na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu z okazji przejścia na emeryturę oraz zbliżających się 70. urodzin Jacka Fisiaka zorganizowano uroczystości podkreślające jego zasługi dla poznańskiej anglistyki. Wcześniej był założycielem łódzkiej anglistyki. List gratulacyjny ministra nauki i szkolnictwa wyższego odczytał wiceminister, prof. Stefan Jurga. Fetowaniu profesora sprzeciwiali się byli studenci i pracownicy UAM działający w opozycji w latach 80. XX wieku (m.in. Przemysław Alexandrowicz). Zarzucali mu głównie jawną współpracę z władzami i służbami PRL przeciwko społeczności akademickiej, m.in. zwalnianie pracowników z powodów politycznych. O prof. Fisiaku czytamy również na stronach anglistyki Uniwersytetu Łódzkiej, skąd Fisiak się wywodził, którego określa się na stronach IFA UŁ jako wybitnego językoznawcy historycznego i leksykografa, pracującego na UŁ do roku 1967.”
Ponownie korzystając z archiwum dr. Wieczorka, dowiadujemy się, że
„Współpracownikiem SB – pseudonim „Arski”- był również profesor Janusz Arabski, znany anglista, dyrektor Instytutu Języka Angielskiego Uniwersytetu Śląskiego. „Zwerbowany został w 1968 roku na „zasadzie dobrowolności”. Arabski, wówczas asystent na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, składał donosy na pracowników konsulatu USA, ich kontaktów, swoich kolegów i współpracowników. Po dwóch latach bezpieka zorientowała się, że jest on członkiem PZPR. Mimo że werbunek takich osób nie był dozwolony i często stanowił dobry pretekst do zerwania współpracy, Arabski tego nie zrobił. „TW wyraża zgodę na kontynuowanie współpracy z naszą służbą po przeniesieniu się do Katowic.” W 2004 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. https://lustronauki.wordpress.com/2008/12/04/janusz-arabski/
O losach prof. Arabskiego (TW Arski) po transformacji można dowiedzieć się ze stron Uniwersytetu Śląskiego https://gazeta.us.edu.pl/node/260511
„27 czerwca na Wydziale Filologicznym UŚ w Sosnowcu odbyła się niezwykle sympatyczna uroczystość wręczenia księgi pamiątkowej prof. zw. dr. hab. Januszowi Arabskiemu. Okazją do jej ofiarowania były 70. urodziny tego wybitnego anglisty, współzałożyciela Wydziału Filologicznego i długoletniego dyrektora Instytutu Filologii Angielskiej i Językoznawstwa Ogólnego, a następnie Instytutu Języka Angielskiego.
Na uroczyste obchody jubileuszu przybyło blisko 150 gości z Polski i zagranicy. Władze Uniwersytetu Śląskiego reprezentowali JM Rektor prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś oraz dziekan Wydziału Filologicznego prof. dr hab. Rafał Molencki. Uroczystość uświetnili swoją obecnością dyrektorzy i byli dyrektorzy trzech ośrodków anglistycznych: prof. dr hab. Elżbieta Mańczak-Wohlfeld, prof. dr hab. Andrzej Ciuk oraz prof. dr hab. Leszek Berezowski.”
1. Większość z przytoczonych poniżej informacji na ten temat wybrałam z archiwum dr. Wieczorka.
Przekazanie insygniów – 30 lat później
Ksiądz Kruszewski zaczął cytowany wcześniej artykuł obserwacją: „Po roku 1989 nie brakło w naszym kraju debat na różne tematy: rybołówstwa, energetyki, bezrobocia, lustracji, emigracji, prywatyzacji i wiele innych. Nie było natomiast dyskusji o stanie polskiej nauki, jej przyszłości, ale i przeszłości. Nauka polska po cichu wpasowała się w tzw. transformację ustrojową, tak jak gdyby nigdy nic się nie stało. A przecież jej komunistyczna przeszłość nie wygląda różowo, dokładniej mówiąc – jest bardzo czerwona. W nauce polskiej nie dokonała się ani dekomunizacja, ani nie było lustracji, tak jak to miało choćby miejsce w byłej NRD, gdzie zwolniono z pracy ok. 5 tysięcy profesorów politruków.”
A jak co działo się na akademii w Polce? Niestety polscy akademicy nie zgodzili się na lustrację swojego środowiska. „Członkowie Senatu Uniwersytetu Warszawskiego w uchwale sprzed tygodnia nie zostawili na ustawie lustracyjnej suchej nitki. Uznali, że budzi poważne wątpliwości konstytucyjne i etyczne. Uchwała zadziałała jak pierwsza kostka domina. Kilka dużych uczelni w ciągu następnych dni wydało własne opinie o lustracji i o sytuacji politycznej w kraju. Wszystkie krytyczne wobec ustawy lustracyjnej.” https://wiadomosci.wp.pl/lustracja-sklocila-profesorow-6036613750055553a
W konsekwencji, tak, dla przykładu wyglądał skład Komisja Akredytacyjna z 1999 roku sekcji filologii angielskiej: „Przedstawicieli do specjalności filologii angielska zgłosiło 8 jednostek, a grupę powołanych ekspertów stanowili między innymi: Prof. Jacek Fisiak (UAM, przewodniczący), prof. Janusz Arabski (UŚ), …, prof. Elżbieta Mańczak-Wohlfeld, UJ”
Gdy trzy dekady po transformacji, dr Joanna Gruba, w ramach działalności ScienceWatch Polska, przeanalizowała wpływ poszczególnych uczonych na tworzenie środowiska naukowego w ich dyscyplinie w procesie dokooptowywania nowych członków przez Centralną Komisję do spraw Stopni i Tytułów Naukowych, poprzedniczkę dzisiejszej Rady Doskonałości Naukowej, napisała w dokumencie „Uprzywilejowana rola wybranych członków CK? Ciąg dalszy Sekcji I - Nauk Humanistycznych i Społecznych.”:
„Drugi etap prac poświęcony obliczeniom ile razy członkowie Centralnej Komisji brali udział w postępowaniach awansowych jest zakończony. Tym razem obliczyłam nauki humanistyczne. W skład nauk humanistycznych wchodzi 13 dyscyplin naukowych, czyli: archeologia, bibliologia i informatologia, etnologia, filozofia, historia, historia sztuki, językoznawstwo, kulturoznawstwo, literaturoznawstwo, nauki o rodzinie, nauki o sztuce, nauki o zarządzaniu, religioznawstwo.
Do 27.05.2019 r. na stronie Centralnej Komisji w dziedzinie nauk humanistycznych dostępnych było ogółem 2171 postępowań awansowych, ... Nauki humanistyczne w Centralnej Komisji reprezentuje aż 38 profesorów. Przeszukując pliki z komisjami awansowymi, aż w przypadku 12 nazwisk otrzymałam wynik – 0. Najczęściej w postępowaniach awansowych uczestniczyła prof. Elżbieta Mańczak-Wohlfeld (językoznawstwo). Pani profesor brała udział w 79 postępowaniach, w tym 78 razy jako przewodnicząca składów komisji z zakresu językoznawstwa.” [podkreślenia DZ]
https://habilitacja.eu/index.php/uprzywilejowana-rola-wybranych-czlonkow-ck-nauki-humanistyczne
Najbardziej wpływowy polski profesor językoznawca w XXI wieku: prof. Elżbieta Mańczak-Wohlfeld
Zatem dzisiaj, po odejściu z tego padołu współpracujących z tajnymi służbami profesorów Fisiaka i Arabskiego (TW Arski)), dr Gruba wskazuje jako na jedną z obecnie najbardziej środowiskotwórczych filologów w Polsce, anglistkę z UJ, prof. Elżbietę Mańczak-Wohlfeld, którą czytelnik, dopiero co spotkał na fecie na cześć TW „Arskiego”, oraz wraz z nim i prof. Fisiakiem w składzie komisji akredytacyjnej. Kim jest Prof. Elżbieta Mańczak-Wohlfeld? Nie będzie dla nikogo w tym środowisku akademickim zaskoczeniem, jeżeli rozpocznę od stwierdzenia, że jest córką profesora Mańczaka, a mamą prof. Wohlfelda. Ojciec Pani profesor Mańczak-Wohlfeld był belwederskim profesorem językoznawcą, swego czasu sekretarzem Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, pracującym, jak później córka, na UJ. Wikipedia (grudzień 2020) milczy na temat dorobku naukowego Pani Profesor, poza podaniem tytułów jej prac awansowych. Recenzentem jej książek przedstawionych w procedurach habilitacji i profesorskiej, wydanych w Polsce, był między innymi, prof. Janusz Arabski, wspomniany TW „Arski”. Co do innych publikacji, z bazy „Publish or Perish” zawierającej tylko bardziej uznane czasopisma, dowiadujemy się, ze Pani Profesor jest autorką 4 artykułów/rozdziałów opublikowanych poza Polską i przeszło 100 pozycji wydanych w polskich czasopismach językoznawczych oraz polskich wydawnictwach naukowych. Ostatnią zagraniczną publikacja Pani Profesor widoczną we wspomnianej bazie P&P, naukowczyni nadal czynnej w Radzie Doskonałości Naukowej, jest artykuł opublikowany w 2007, zatem 15 lat temu, w czasopiśmie armeńskim.
Mimo skromnych dokonań naukowych, nielicznych artykułów opublikowanych w międzynarodowych czasopismach, Pani Profesor pięła się po stopniach i tytułach akademickich w ekspresowym tempie. Zwyczajowo w minionym wieku humaniści zdobywali stopień profesora bardzo późno, często w wieku około 60 lat. Dla przykładu znany wielu prof. Aleksy Awdiejew, recenzent mojej pracy doktorskiej i habilitacyjnej, autor nowej teorii języka gramatyki komunikacyjnej, uzyskał stopień profesora belwederskiego w wieku 65 lat. Wspomniana prof. Mańczak-Wohlfeld, specjalistka od wyłącznie jakościowego opisu angielskich zapożyczeń w języku polskim, w wieku 46 lat. Zakładając początek zatrudnienia na uczelni w wieku 25 lat, stopień ten uzyskała 2 razy szybciej, od prof. Awdiejewa, a w przeciwieństwie do tego ostatniego nie pozostawiła po sobie żadnej nowej teorii.
Będąc językoznawcą anglistką, Pani Profesor prawie całe zawodowe życie kierowała zakładem językoznawstwa w Instytucie Filologii Angielskiej UJ, który przejęła po już również wspomnianej prof. Naguckiej - TW „Mag” (Inne źródła podają „Magister”). Profesor Mańczak-Wohlfeld była ponadto w różnych okresach, między innymi, Dyrektorem Instytutu Filologii Angielskiej UJ, Dziekanem Wydziału Filologicznego UJ, członkiem Komisji Neofilologicznej PAU, prezesem Polskiego Towarzystwa Językoznawczego, członkiem Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów, a obecnie została wybrana do Rady Doskonałości Naukowej, w której (bądź jej poprzedniczce) zasiada do dzisiaj nieprzerwanie od dekady, mimo przekroczenia wieku emerytalnego nawet dla profesora mężczyzny Zatem należy sklasyfikować ją bardziej jako biurokratkę akademicką, niż naukowczynięę.
Wśród licznych odznaczeń, jakie otrzymała Pani Profesor, zwraca uwagę medal za zasługi dla wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, matecznika TW „Arskiego”, wydziału gdzie ujawniono 22 tajnych współpracowników, przyznany jej jeszcze za życia wspomnianego prof. TW „Arskiego”, która to informacja będzie znacząca dalej. Dla uzupełnienia obrazu najbliższego środowiska Pani Profesor, pomijając problem nepotyzmu, dodam tutaj że i w IFA UJ oprócz wspomnianej już TW Mag działał co najmniej jeszcze jeden Tajny Współpracownik, oraz co najmniej jedno „resortowe dziecko” (za wykładem red. Stanisława Michalkiewicza z sierpnia 2021), używając terminologii Doroty Kani z oczekiwanego piątego tomu serii: „Resortowe Dzieci: Nauka”.
Tak wyglądają niezależne parametry dorobku naukowego Pani Profesor, która ciesząc się zdrowiem będąc w VIII dekacie życia, nadal jest naukowym fundamentem UJ i polskiej humanistyki. Odczytam ze slajdów poniżej. Research interest 36.4, hirsh 4, cytowania 56, jedynie 49% członków światowej połeczności naukowej ma dorobek niższy niz najważniejsza Pani profesor humanistka w Polsce.
Przypomnę z powyższego tekstu, ze Pani Profesor przejąłwszy zakład językoznawstwa po TW Mag w latach 90-tych. na UJ pracuje ok 45 lat. J. Została odznaczona medalem za zasługi dla wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, gdzie za PRL działało 22 TW, w tym recenzent prac awansowych Pani profesor TW Arabski. I to Pani Profesor narzuca ton polskiemu językoznawstwu i randze UJ. Niedziwi zatem, ze pozycja UJ od czasów transformacji nie drgnęła w naukowym rankingu Szanghaijskim. A nota bene pamiętam niedawno jak rektor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie odsyłał na emeryture profesorów, którzy osiągnęli 65 roku życia. Gdzie zatem tkwi tajemnica sukcesów organizacyjnych Pani Profesor, córki profesora, mamy profesora oczywiście? W pierwszorzędnych korzeniach mecenasów, którzy wprowadzili ją na nizlustrowane salony polskiej nauki, jakby rzekł red. Michalkiewicz?
Dla porównania tak wyglada dorobek byłego pracownika z zakładu Pani Profesor, z którym rektorzy nie chcieli współpracować. Po 20 latach ztrudnienia na UJ, odszedł jako doktor, grubo przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Po dekadzie od odejścia z nauki ciągle 70% członków RG ma mniej ceniony dorobek on niego (Od Pani prof M-W tylko 49%). Współczynnik zainteresowania członków RG pracami tej osoby wynosi 129.7 (Pani prof. 36.4) cytowania wyrugowanego pracownika z zakładu APni profesor M-W i rekomendacje RG to odpowiednio 87 i 130 (Pani prof 56 i 0), czytania prac tego pracownika przeszło 21 000, Pani prof. pełniącej przewodnią role na UJ 732.
Tymczasem 3 lata po tym gdy formalnie rektor rozwiązał umowę o prace ze wspomnianym doktorem, dziekan UJ napisał donos, by zniszczyć jego wizerunek u jego zagranicznych współpracowników . [Uczony ów współpracował blisko z uczonymi z USA, Knady, Czech i Włoch i Francj, [prezentował swój model języka na Sorbonie, był tam w komitetach redakcyjnych serii książkowej Springer Nature oraz amerykańskiego czasopisma JTWC, recenzentem dla 5 czasopism z listy filadelfijeskiej, jeden z uczonych czeskich przetłumaczył jego książkę przygotowaną jako habilitacyjne i publikował badania w oparciu o przedstawiony tam model języka, a ponadto we włoszech pracownik ten posiada kwalifikacje na stopien profesora. Naukowiec o którym mowa pracując na UJ należał do wąskiego grona uczonych na świecie idących pod prąd światowemu językoznawstwu głównego nurtu rozwijającego nowe jakosciowo podejście badań nad językiem, stosujące metodologia wynikajacą z filozofii nauk empirycznych, zwłaszcza w oparciu o dorobek Mario Bunge, odznaczonego 16 doctoratami honoris causa przez uniwersytety z całego swiata. Osoba, o której mowa jest też autorem 2 praw językowych. ] A oto donos z UJ.
Donos do adresata z Włoch, (który zszokowany odesłał go osobie pomówionej), “przestrzeega” że opisany były pracownik UJ, publikując kolejny artykół w serii książkowej, której adresat jest naczelnym redaktorem -chodziło o wydawnictwo Springer Nature Switzerlans - MÓŁBY chcieć podać jako afiliację UJ, mimo że nie jest jego pracownikiem. Donos. jest kuriozalny z trzech powodów. Po pierwsze ostrzega przed “rzekomo potencjalna “zbrodnia” Po drugie, W świecie zachodnim, o czym być może Pani Dziekan nie wie nie publikujac zwyczajowo w prestiżowych czasopisach zagranicznych, podaje się jako afilliację miejsce gdzie prowadziło się badania. A ponieważ UJ był ostatnim miejscem pracy tego Doktora (profesora włoskiego) i nie pracował już na innej uczelni, nie prowadził badań naukowych (wyrzucony faktycznie z wilczym biletem na Polskę), miał obowiązek podać tę afiliację, gdzie badania rzeczywiście prowadził, po zapłaił za to badanie UJ. Po trzecie, ta kolejna publikacja oodsumowujaca ksiażkę habilitacyjna powstała podczas zatrudnienia na UJ, dodałaby punktów UJ -owi do światowych notowań. Zastanawia też, czy to działanie Pani Dziekan UJ na szkodę UJ jest wpisane w jej obowiązki służbowe - czy też robiła to dla swoich prywatnych korzyści nadużywając stanowiska służbowego na UJ. Tak czy inaczej kultura donosów wyniesiona z PRL niewatpliwie na UJ przetrwała w III RP. Partie rządzące się zmieniają a ludzie na najwyższych stanowiskach pozostają ci sami, więc nie ma szans na zmiany.
Powyższy przykład pokazuje, dlaczego, choć od czasów PRL przybyło autostrad, otworzono tunel na Zakopiance, zapełniły się sklepowe półki, a pozycja Uj i polskiej nauki w światowych rankingach, jaka była, taka jest. Za to, co potrzba rządowi, wybitni profesorowie załatwią. Szczepionki będą bezpieczne i skuteczne, poprawnie po polsku mówi się w Ukrainie. A w drugą stronę płynie prestiż odznaczenia, chojne pensje i emerytury,, pałace (kampus 600-leci UJ), w których te właściwe opracowania się wykonuje, służbowe wyjazdy po całym świecie.
Tutaj przykład referatu, jaki Profesor Mańczak-Wohlfeld wygłosiła na wyjeździe fundowanym przez UJ na Tajwan: “English Studies in Poland with reference to Linguistics”. (“Studia anglistyczne w Polsce w odniesieniu do językoznawstwa”) jaki wygłosiła na tamtejszym uniwersytecie. Co ciekawe, w tym samym okresie, wyjeżdzał na Sorbonę wspomniany wcześniej wyrugowany pracownik z zakładu Pani Profesor - ten na którego donoszono - z wykładami na temat własnej teorii języka i nowego podejśscia do badań nad językiem. Zapraszający go Uniwersytet Sorboński (dzisiaj 43 w światowym rankingu) zapłacił wówczas za przelot i zakwaterowanie. Temu nieustawionemu pracownikowi, UJ odmówił przyznania choćby diet na wyjazd.
Dodam wreszcie, że Włochy, z których wyrugowany z UJ pracownik otrzymał kwalifikacje profesorski w wyniku ogólnonarodowego konkursu, maja 11 uniwersytetów w światowym rankingu przed pierwszym polskimuniwersytetem. A tutaj mijsce w Światowym Rankingu Uniwersytetów, uniwersytetu, który zaprosił Panią Profesor Mańczak Wohlfeld, który to wyjazd zafundował UJ.
Na tym samym wyjeździe na Tajwan zafundowanym przez UJ była też zaprzyjaźniona z Pania profesor Mańczak Wohlfeld jej rówiesśica, równiez profesor zwyczajny również nadal zatrudniona w tym samym zakładzie przez rektora UJ. Na Tajwanie wygłosiła wykład o tym jak mozna skonstruować zajęcia akademickie z semantyki literackiej, odzwieciedlający 2 dekady jej doświadczenia prowadzenia seminariów na UJ z tej tematyki. Jej dzisiejsza ocena RG jest taka
Dodam, że dzisiaj są to jedyne dwie Panie profesor zwyczajny w zakładzie językoznawstwa IFA UJ, którego skład w latach 2022/23 wyglada tak. UJ nie ma dzisiaj pieniędzy na grzanie pomieszczeń, zawiesza studentom zajęcia, ale zamiast dopuścić młodszych i tańszych, z nadzieja, których prace są czytane na świecie na świecie, blokuja etaty drogimi profesorami zwyczajnymi po 70-siatce. Nie wiem, czy UJ chodzi o taką sławę, jak wskazanie emerytowanej pracownicy jako najbardziej wpływowej humanistki w Polsce przez ScienceWatch Polska, organizację zajmujaca się śledzeniem nieprawidłowości na uniwersytetach.
Nie wiem czy jest dużym pocieszeniem, że dzisiaj na swiecie nie tylko w polsce istnieją układy akademickie, a czasem naukowcy ukrywają wyniki swoich badań, by nie narazić się “powers that be”.
A tutaj o skutkach nieuczciwości wierchuszki środowisk naukowych podczas pandemii. Potrzebnii w danej chwili eksperci z najwyższych stołków wykonują rozkazy chwili, pozostali w danej tworza las, kryjący liść.
https://thehighwire.com/videos/whistleblower-nurse-exposes-rise-in-fetal-demise/
a